Archiwa tagu: obsesja

Nikt tylko my – Laure Van Rensburg

NA PÓŁCE „PRZECZYTANE” – 15.06.2022

Tłumaczenie: Anna Rajca
Tytuł oryginału: Nobody But Us
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: 08 czerwiec 2022
ISBN: 978-83-287-2266-8
Liczba stron: 352

GDY SIELANKA ZAMIENIA SIĘ W KOSZMAR…

Dzięki uprzejmości wydawnictwa Muza mogłam zapoznać się z książką francuskiej pisarki Laure Van Rensburg. Powieść „Nikt tylko my” miała swoją premierę przed tygodniem, więc czeka już w księgarniach na swoich czytelników. Bylam jej bardzo ciekawa tym bardziej, że miał być to nastrojowy thriller psychologiczny, wstrząsający, mroczny i gniewny. Opis wydawcy bardzo rozbudził moją wyobraźnię i miałam nadzieję na niepokojącą opowieść przepełnioną grozą, lękiem i odpowiednią nastrojowością. A tymczasem powieść „Nikt tylko my” zupełnie nie spełnił moich oczekiwań i okazał się sporym rozczarowaniem.

Ellie Masterson jest młodą kobietą, która pozostaje w związku ze sporo starszym od siebie mężczyzną Stevenem Hardingiem. Steven jest profesorem, wykładowcą akademickim, który ma słabość do… swoich studentek. Wchodzi z nimi w bliskie kontakty starając się jednak za wszelką cenę zachować pozory. Tymczasem Ellie planuje wspólny romantyczny weekend za miastem. Ma to być sposób na świętowanie, gdyż mija właśnie pół roku od ich spotkania. Kobieta chce spędzić ten czas razem ze swoim mężczyzną w ekskluzywnym domu z dala od ciekawskich spojrzeń innych ludzi. Sielanka jednak nie trwa długo i nim upłynie pierwszy dzień zamienia się w koszmar…

Laure Van Rensburg podjęła w tej powieści ważny temat dotyczący wykorzystywania kobiet, młodych dziewcząt, nastolatek. Przemoc seksualna to najczęściej temat tabu, z którym pokrzywdzone muszą sobie radzić same. Jest to tym smutniejsze, że powieść została zainspirowana prawdziwymi wydarzeniami, które niestety były udziałem samej autorki. Należy także docenić jej odwagę – powrót do traumatycznych wydarzeń boli, a ich opisanie na pewno nie jest sprawą prostą. Laure Van Rensburg to się udało i w ten sposób nie pozostała bierna wobec przeszłości. Ciekawa narracja, prosty język i opisowy styl sprawiają, że książkę szybko się czyta. Obsesja granicząca z obłędem została dobrze i wiarygodnie pokazana.

Fabuła powieści bardzo mnie zainteresowała i muszę przyznać, że początek naprawdę wzbudzał we mnie dreszcz emocji. Miałam nadzieję na coraz lepszy ciąg dalszy. Jednak w miarę rozwoju wydarzeń wszystko się popsuło. Odkąd Ellie zaczęła zamieniać sielankę w koszmar do wydarzeń wkradł się chaos. Miałam wrażenie, że autorce zabrakło pomysłu na rozwinięcie wydarzeń. Działając trochę po omacku starała się doprowadzić zdarzenia do punktu kulminacyjnego, ale prawdę mówiąc słabo to wyszło. Nawet zbliżanie się do finału wypadło jak zabawa „w kotka i myszkę” i nie przekonało mnie zupełnie. W rezultacie opowieść wydała mi się sztuczna i naciągana.

Muszę przyznać, że historia ma ogromny potencjał, ale nie został on wykorzystany. Moim zdaniem zawiodło wykonanie. Lektura pozostawia spory niedosyt i niestety nie pozostanie w mojej pamięci na długo. Bardzo doceniam fakt, że opowieść oparta została na prawdziwych wydarzeniach i napisana została ku przestrodze. Mnie nie usatysfakcjonowała, ale być może komuś z Was Drodzy Czytelnicy przypadnie do gustu.

Za książkę dziękuję

Książka bierze udział w wyzwaniach:
POD HASŁEM;
PRZECZYTAM TYLE, ILE MAM WZROSTU;

Światło nie może zgasnąć – Diane Chamberlain

NA PÓŁCE „PRZECZYTANE” – 24.04.2022

Tłumaczenie: Michał Juszkiewicz
Tytuł oryginału: Keeper of the Light
Cykl wydawniczy: Kiss River 1
Seria wydawnicza: Kobiety to czytają
 Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 08 czerwiec 2017
ISBN: 978-83-8097-158-5
Liczba stron: 584

MIŁOŚĆ, CZY OBSESJA?…

Diane Chamberlain to pisarka, która nie przestaje mnie zaskakiwać. Przeczytałam już kilkanaście jej książek, a mimo to w każdej następnej znajduję coś nowego, osobliwego. Najczęściej ma to związek z samą fabułą powieści, opisywana historia ma zazwyczaj w sobie pewną świeżość, niepowtarzalność i tym samym staje się dla mnie mniej lub bardziej zaskakująca. Do tego dochodzą emocje, ciekawe wątki obyczajowe i społeczne oraz intrygujący i charakterystyczni bohaterowie, którzy zapadają w pamięć na dłużej.

Tak się właśnie dzieje w przypadku książki „Światło nie może zgasnąć” rozpoczynającej trzy tomowy cykl „Kids River”. Autorka przenosi nas do Outer Banks w Karolinie Północnej, gdzie mieszkają Olivia Simon i Paul Macelli – małżeństwo z kilkuletnim stażem. Ona jest lekarzem pogotowia, a on pracuje jako dziennikarz w miejscowej gazecie. Niestety w ich związku nie dzieje się dobrze. Paul nie może sobie poradzić z dawnym, młodzieńczym uczuciem do pięknej i charyzmatycznej kobiety, artystki i społecznicy uważanej niemal za świętą – Annie O’Neill, z którą rozstał się przed kilkunastoma laty. Kobieta wciąż jest jego boginią i na każde wspomnienie ze wspólnej przeszłości serce mężczyzny zaczyna szybciej bić. Sytuacja jest na tyle niekomfortowa, że Annie mieszka wraz z mężem i dziećmi w tej samej okolicy. Częste spotkania, choćby przypadkowe, są nieuniknione, tym bardziej, że oboje mają słabość do pewnego osobliwego miejsca – wiekowej latarni morskiej posadowionej na brzegu oceanu w Kiss River, której przyszłość jest zagrożona…

Olivia zdaje sobie sprawę ze słabości męża i próbuje się zdystansować do tej niezdrowej sytuacji. Najczęściej ucieka w pracę, wiele czasu spędza na dyżurach, jednak wciąż stara się usprawiedliwiać coraz bardziej surrealistyczne zachowania męża. Sprawy jeszcze bardziej się komplikują, gdy Annie trafia do szpitala z raną postrzałową klatki piersiowej i to właśnie Olivia podejmuje próbę ratowania życia tej kobiety. Od tego czasu losy obu rodzin jeszcze mocniej się ze sobą splatają, a sekrety skrywane przez lata dość niespodziewanie wychodzą na jaw.

Co kryje zagadkowa przeszłość bohaterów i z jakimi wyzwaniami będą musieli się zmierzyć przeczytacie na stronach książki. Zdradzę tylko, że historia kryje sporo niespodzianek, a jej lektura dostarczy wielu ekscytujących wrażeń.

Czytając tę książkę przez cały czas zastanawiałam się nad faktem, jak łatwo pomylić miłość z obsesją i jak niszczące może to być uczucie nie tylko dla osób bezpośrednio uwikłanych, ale także dla ich otoczenia. Niezdrowa fascynacja, choć często nie wydaje się niczym złym, może się naprawdę kiepsko zakończyć.
Opowieść obfituje w cały ocean pozorów, sprzeczności i niedomówień, które muszą wreszcie ustąpić pierwszeństwa prawdzie, która może okazać się szokująca i bolesna zarazem. Uchodząca w swoim otoczeniu za świętą Annie O’Neill nie przekonała mnie do siebie, choć urzekły mnie jej piękne witraże, które starałam się sobie wyobrazić. Na szczęście autorka posługuje się na tyle obrazowym stylem i plastycznym językiem, że bez większego trudu mogłam odtworzyć w myślach piękno tych prac. A Annie… Okazała się czarującą manipulantką, która wyrządziła sporo zła swoim najbliższym. A paradoks polega na tym, że nadal była postrzegana przez otoczenie jako kobieta idealna. Zachowanie Paula mocno mnie irytowało i szczerze mówiąc, cieszę się, że jego losy potoczyły się właśnie w taki sposób. Alec, mąż Annie zdecydowanie bardziej przypadł mi do gustu, podobnie jak Olivia, której od pierwszych stron kibicowałam. Jednak moją ulubioną bohaterką okazała się Mary Poor – latarniczka, jak ją nazywali miejscowi, mieszkanka latarni w Kiss River – starsza kobieta, z którą można byłoby przysłowiowe konie kraść.

Diane Chamberlain podjęła w tej powieści sporo ważnych tematów, jak chociażby ograniczone zaufanie wobec dzieci i mądre wyznaczanie granic, które pomogą prawidłowo ukształtować młodego człowieka. Istotne stało się też przeżywanie żałoby, z którą każdy musi sobie poradzić na swój własny sposób, ale poszczególne jej etapy są zawsze stałe i niezmienne. Kolejnym ważnym problemem okazała się zdrada, przyznanie się do winy i jej wybaczenie. Ale także próba naśladowania kogoś, kim się nie jest, co może rodzić obsesyjne zachowania.

„Światło nie może zgasnąć” to inteligentna historia zmuszająca do przemyśleń i wyciągania własnych wniosków. To opowieść, w której bez trudu można się zatracić i delektować urokami Outer Banks. To także książka, która stanowi swego rodzaju preludium do dalszych, mam nadzieję równie interesujących, wydarzeń. Już nie mogę się doczekać kolejnego spotkania ze starą latarnią, która ucierpiała podczas sztormu, a przecież zapewne skrywa jeszcze sporo tajemnic. Mam nadzieję, że i Wy, Drodzy Czytelnicy, czujecie się mocno zaintrygowani.

CYKL „KISS RIVER” OBEJMUJE POWIEŚCI:

Książka bierze udział w wyzwaniach:
POD HASŁEM; ABECADŁO…;
PRZECZYTAM TYLE, ILE MAM WZROSTU;

Fabryka lalek – Elizabeth Macneal

NA PÓŁCE „PRZECZYTANE” – 23.04.2020

Tłumaczenie: Agnieszka Wyszogrodzka – Gaik
Tytuł oryginału: The Doll Factory
Wydawnictwo: W A B
Data wydania: 12 luty 2020
ISBN: 978-83-280-5833-0
Liczba stron: 400

MAKABRYCZNY KOLEKCJONER

„Fabryka lalek” Elizabeth Macneal zaintrygowała mnie swoją okładką i zachęciła opisem wydawcy:” Pełna aury niesamowitości, będąca połączeniem romansu i thrillera z kunsztownie oddanymi realiami wiktoriańskiego Londynu „Fabryka lalek” Elizabeth Macneal to powieść, na którą warto czekać.” Dlatego gdy pojawiła się w aplikacji Empik Go zdecydowałam się jej wysłuchać.

Autorka przenosi nas do Londynu epoki wiktoriańskiej. Połowa XIX wieku to czas sprzeczności – kontrasty społeczne, pęd do nowoczesności, rewolucja przemysłowa i naukowa, małe dzieci wykorzystywane do pracy w charakterze „chłopca na posyłki” czy pomocy domowej, kwitnąca prostytucja jako sposób na utrzymanie z jednej oraz otaczanie się muzyką, sztuką i szeroko rozumianą kulturą i pięknem z drugiej strony.

Główną osią powieści są wydarzenia skupione wokół trzech postaci. Silas to makabryczny kolekcjoner. Zajmuje się preparowaniem zwierząt i oferuje je później nabywcom w swoim sklepiku, który jest swego rodzaju gabinetem makabrycznych osobliwości. Jego pasja graniczy z obsesją. Louis jest malarzem nowatorskiego nurtu BPR wywodzącego się z bractwa malarzy zwanych prerafaelitami. Jego obrazy są podziwiane i chętnie kupowane przez koneserów sztuki. Trzecią postacią jest Iris – biedna dziewczyna obdarzona pasją i talentem do malowania. Obie z Rose – siostrą bliźniaczką pracują w fabryce lalek pani Salter. Jednak gdy tylko pojawia się możliwość pozowania do obrazu i doskonalenia własnych umiejętności malarskich Iris opuszcza fabrykę i postanawia spełniać swoje marzenia. Decyduje się przyjąć propozycję Louisa i od tej pory jej życie ulega diametralnej zmianie. Niebawem w Londynie ma się odbyć głośna wystawa, na którą wszyscy troje – Silas, Louis i Iris – przygotowują swoje prace. Przypadkowe spotkanie Silasa i Iris wywołuje w mężczyźnie wspomnienia z przeszłości i rodzi pragnienie bliższego kontaktu, które staje się jego obsesją, a wyobrażenia rzekomej przyjaźni graniczą z szaleństwem. Odtąd Iris zajmuje stałe miejsce w myślach mężczyzny, jest przez niego obserwowana, a jej życiu zaczyna grozić niebezpieczeństwo…

Cieszę się, że w przypadku tej powieści zdecydowałam się właśnie na audiobook. Lektor bardzo dobrze spełnił swoje zadanie. Zróżnicowana intonacja i odpowiednie naśladownictwo sprawiły, że wytrwałam przy tej historii do samego końca. Obawiam się, że gdybym miała ją samodzielnie przeczytać, zapewne poddałbym się gdzieś w połowie.

Niestety… Zawiodłam się na tej opowieści i trudno mi ją obiektywnie ocenić.

„Fabryka lalek” to powieść kontrastów. Piękno i koszmar współistnieją ze sobą w zwykłej codzienności. Naturalistyczne opisy momentami budzą niesmak, a obsesyjne zachowania podnoszą nieco napięcie. Jednak zabrakło mi nastrojowości, momentami grozy choć przyznaję, że autorka starała się oddać klimat epoki. Historia jest bardzo płaska, powierzchowna. Oczekiwałam jakiegoś drugiego dna, pewnej głębi, która dałaby mi możliwość własnej interpretacji, wyciągnięcia wniosków, ale tego nie znalazłam.

Jeśli chodzi o bohaterów to wydali mi się tacy… zwyczajni. Silas – odrażający indywidualista przez większość czasu faktycznie może intrygować, ale zakończenie powieści sprawia, że staje się bohaterem jednym z wielu. Louis i Iris są mało charakterystyczni, a łącząca ich więź jakaś taka pospolita. Chcę wspomnieć w tym miejscu o jeszcze jednej postaci. Jest nią Albert, czy raczej Albi – biedny młody chłopak o wielkim sercu, który wzbudził we mnie dużo ciepłych uczuć. Jego zaradność, konsekwencja, oddanie, a z drugiej strony zwyczajna dziecięca beztroska bardzo mi się podobały. Albi naprawdę ubarwił swoją osobą tę opowieść.

Akcja toczy się zbyt wolno, przez większość czasu bardzo mało się dzieje. Z niecierpliwością czekałam na zakończenie mając nadzieję, że może ono okaże się tą przysłowiową „wisienką”. A tymczasem koniec jest tak zwyczajny i przewidywalny, że aż trudno w to uwierzyć. A gdzie ekscytacja, zdumienie i niedowierzanie?…

„Fabryka lalek” zupełnie nie wpasowała się w mój gust. Określiłabym ją jako średniej klasy czytadełko na raz. Powieść jest debiutem literackim, więc warsztat pisarski ma prawo być niedoskonały, niedoszlifowany. Doceniam starania autorki, jednak mimo wszystko warto byłoby jeszcze popracować w zakresie nastroju, napięcia, tempa akcji i głębszej wymowy. Tak, mnie również, podobnie jak wielu innym czytelnikom powieść Elizabeth Macneal skojarzyła się z „Pachnidłem” Suskinda i chyba w jakimś stopniu patrzyłam na Silasa przez pryzmat Grenouille’a. Ale w tym przypadku duży potencjał nie został niestety wykorzystany.

Jeśli lubicie powieści gotyckie, interesuje was epoka królowej Wiktorii to być może spodoba się Wam „Fabryka lalek”. Jeśli szukacie romansu to w tej powieści on raczej nie zachwyca, a jeżeli macie ochotę na thriller, to będzie to bardzo średni dreszczowiec. Decyzja należy do Was.