Archiwa tagu: czary

Weź nie czaruj – Avery Flynn

NA PÓŁCE „PRZECZYTANE” – 10.04.2024

Tłumaczenie: Edyta Stępkowska
Tytuł oryginału: Witcha Gonna Do?
Wydawnictwo: Kobiece
Data wydania: 22 listopad 2023
ISBN: 978-83-8321-595-2
Liczba stron: 352

ZACZARUJ MÓJ ŚWIAT

Książka Avery Flynn „Weź nie czaruj” została określona przez samą autorkę jako magiczna komedia romantyczna, choć dla mnie to po prostu powieść fantasy w przepięknej szacie graficznej, która przyciągnęła moją uwagę. Niestety z przykrością muszę przyznać, że pomimo ładnej okładki nie dałam się zaczarować tej historii, więcej…, to była kompletnie nie moja bajka, którą przeczytałam do końca tylko dlatego, że dobiegał termin wypożyczenia w bibliotece. Prawda jest taka, że nie lubię pozostawiać niedokończonych książek, choć mam świadomość, że czasem takie czytanie na siłę to zwyczajna strata czasu.

Autorka zabiera nas do Wrightsville i Czarnogrodu – wykreowanego przez siebie świata czarownic, trolli, jednorożców i innych stworzeń z krainy magii i czarów, gdzie rywalizują ze sobą dwa potężne rody czarodziejów. Rządy sprawuje tu Rada, a przeciwstawia się jej Ruch Oporu. Matilda Grace Sherwood zwana Tildą jest 28-letnią kobietą, która zachowuje się jak nastolatka i często popada w tarapaty. Nie do końca odnajduje się w otaczającym ją świecie, gdyż jest heretyczką pozbawioną czarodziejskiej mocy. Bohaterkę poznajemy podczas spotkania w piekarnio – kawiarni u Salema z Gilem Connollym – największym jej wrogiem, które zostało zaaranżowane przez swatkę, a w konsekwencji prowadzi do odkrycia pewnej politycznej intrygi. Do tego nieopatrznie rzucone zaklęcie sprawia, że rodzina Sherwoodów znajduje się w niebezpieczeństwie. Aby znieść klątwę Tilda i Gil muszą połączyć siły i wykonać pewną trudną misję, podczas której dowiedzą się wiele o sobie…

„Weź nie czaruj” to książka nieoczywista i trudna do oceny. Sam pomysł na wykreowanie społeczności, w której żyją obok siebie czarodzieje i czarodziejki, zmiennokształtne jednorożce, gnomy i trolle okazał się całkiem fajny. Intryga też dość ciekawa i… niestety na tym chyba kończą się zalety tej opowieści.

Początkowo założyłam, że mam do czynienia z literaturą młodzieżową z gatunku fantasy, ale tak naprawdę jest to romantyczna historia z rozbudowanymi scenami erotycznymi, których prawdę mówiąc kompletnie się nie spodziewałam. Co ważne niewiele wnoszą one do całej opowieści, ale sprawiają, że jest to lektura zdecydowanie dla dorosłych czytelników.

Książka napisana jest w lekki i bardzo przystępny sposób. Prosty język i nieco humoru może poprawić nastrój, ale brakuje klimatu magii i czarów. Padają różne zaklęcia, ale nie robią one na nas żadnego wrażenia. Przypatrujemy się wydarzeniom stojąc z boku i kompletnie nie angażując się w powieściową rzeczywistość. Nie ma emocji, brakuje głębi, całość jest płytka, przewidywalna i wypada bardzo średnio. Mnie nie przypadła do gustu.

W epilogu odnajdujemy pewne sugestie co do powstania kolejnych części tej historii. W końcu Matilda jest jedną z pięciu sióstr, więc autorka może przelewać na papier swoje następne pomysły. Oby tylko wykonanie nie zawiodło tak, jak to ma miejsce przy części pierwszej. Ja już raczej nie będę chciała poznać tajemnic pozostałych sióstr i dalszych losów Scherwoodów, ale na pewno znajdą się fani tej opowieści, dla których jest to dobra wiadomość.

Książka bierze udział w wyzwaniach:
POD HASŁEM;
PRZECZYTAM TYLE, ILE MAM WZROSTU;

Czarownica ze wzgórza – Stacey Halls

NA PÓŁCE „PRZECZYTANE” – 27.11.2023

Tłumaczenie: Anna Żukowska-Maziarska
Tytuł oryginału: The Familiars
      Wydawnictwo: Świat Książki
Data wydania: 16 październik 2019
ISBN: 978-83-813-9368-3
Liczba stron: 340

SKAZANA

Idąc za ciosem postanowiłam przeczytać kolejną i zarazem już ostatnią, wydaną dotąd na naszym rynku księgarskim, powieść Stacey Halls. „Czarownica ze wzgórza” miała swoją premierę kilka lat temu, ale dopiero teraz udało mi się zdobyć tę książkę w wersji elektronicznej.

Autorka zabiera nas w odległe czasy sięgające początków XVII wieku, do Gawthorpe Hall w  Padiham w hrabstwie Lancashire. To tutaj znajduje się wzgórze Pendle związane z miejscowymi czarownicami. Tutaj także w Gawthorpe Hall mieszkała rodzina Shuttleworthów, a panią na włościach w początkach XVII wieku została młodziutka 17-letnia Fleetwood. Dziewczyna poślubiona Richardowi Shuttleworthowi ma za sobą już kilka poronień i każda ciąża to dla niej ogromny stres związany ze strachem, niepewnością, bólem ale też nadzieją na szczęśliwe rozwiązanie. Fleetwood poznajemy w momencie, gdy spodziewa się kolejnego dziecka, jednak tym razem może to być jej ostatnia ciąża. Świadczy o tym list od medyka odnaleziony przypadkiem w rodzinnych dokumentach. Osobliwe spotkanie z pewną młodą zielarką i akuszerką Alice Gray przywraca Fleetwood nadzieję na donoszenie ciąży i szczęśliwe rozwiązanie. Tymczasem w całym hrabstwie Lancashire coraz głośniej jest o procesach czarownic, które zostały oskarżone o nieczyste praktyki i powiązania z diabłem…

Podobnie jak w pozostałych powieściach, tak i tutaj fikcja literacka oparta została na wydarzeniach historycznych, jakie faktycznie miały miejsce w 1612 roku w hrabstwie Lancashire. Mamy więc bardzo zgrabne połączenie obu płaszczyzn, przy czym historia stanowi jedynie tło dla powieściowej rzeczywistości. Spora grupa bohaterów inspirowana została osobami, które żyły w tamtym czasie, a ich nazwiska zaczerpnięte zostały z historycznych źródeł.

Tym niemniej „Czarownica ze wzgórza” różni się znacząco od dwóch pozostałych książek autorki. Stacey Halls starała się oddać klimat XVII w. Anglii zwracając szczególną uwagę na opisy, tradycję oraz stroje. Sporo miejsca poświęciła konwenansom, wierzeniom, uprzedzeniom, ciemnocie i zacofaniu tak charakterystycznym dla tamtych czasów. Polowania na czarownice i sfingowane procesy, w efekcie których niewinne kobiety więziono, poddawano torturom, zmuszano do krzywoprzysięstwa i skazywano na stryczek były powszechne nie tylko w Anglii.
Jednak pomimo interesującej tematyki czegoś mi ewidentnie zabrakło w tej opowieści. Niektóre fragmenty wydały mi się nieco naciągane, jak chociażby 17-latka już po czterech poronieniach, która będąc w kolejnej ciąży, bądź co bądź zagrożonej, galopuje na koniu, spada z niego i… wciąż pozostaje przy nadziei. Trochę to mało wiarygodne. Przydałoby się popracować też nad językiem aby chociaż w jakimś stopniu był stylizowany na XVII wiek. Zabieg ten wpłynąłby znacząco na klimat opowieści. Nie znalazłam tu też aury niepewności i niepokoju jak w „Podrzutku”, czy w „Pani England”. Mimo istotnych i trudnych tematów historia wydała mi się za bardzo bajkowa, a napięcie gdzieś się rozmyło.

Warto jednak podkreślić, że książkę bardzo dobrze się czyta. Wydarzenia, choć przewidywalne, wzbudzają emocje, co zapisuję na ogromny plus. Autorka podejmuje ważne kwestie, ukazuje piękną kobiecą przyjaźń, tworzy portrety niewiast gotowych do poświęceń w imię wyższych celów. Ukazuje samotność bohaterek oraz ich przedmiotowe traktowanie przez mężczyzn. Lubię styl pisania Stacey Halls, podobają mi się kreacje postaci, przekaz emocji jest czytelny i sprawia, że z przyjemnością śledzimy kolejne wydarzenia.

„Czarownica ze wzgórza” to ciekawa historia z potencjałem, choć tym razem bez fajerwerków.

Książka bierze udział w wyzwaniach:
ABECADŁO…;
PRZECZYTAM TYLE, ILE MAM WZROSTU;

Zachcianek – Katarzyna Michalak

NA PÓŁCE „PRZECZYTANE” – 22.08.2019

Cykl wydawniczy: Słoneczna Trylogia 2
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 29 marzec 2009
ISBN: 978-83-7359-826-3
Liczba stron: 368

Po kilku latach przerwy sięgnęłam po kontynuację „Poczekajki” Katarzyny Michalak i przyznaję, że przeżyłam spore rozczarowanie. Tym bardziej, że lektura pierwszej części cyklu pozostawiła w mojej pamięci pozytywne wrażenia. Muszę tutaj dodać, że czytałam sporo książek autorki, nawet całe serie powieściowe, ale żadna z dotychczas poznanych nie wzbudziła we mnie tak mieszanych uczuć.
„Zachcianek” opowiada dalsze losy Patrycji Marynowskiej, młodej pani weterynarz, marzycielki, która po bolesnych wydarzeniach z przeszłości nadal, na przekór wszystkiemu, pragnie spełniać swoje pragnienia. Rycerz na czarnym koniu, romantyczna miłość, mały domek z ogródkiem, a potem szczęśliwa rodzina, dzieci i kochający mąż. Można by rzec, że nie ma w tych marzeniach nic niezwykłego, są dość pospolite, może dla niektórych nawet banalne. Jednak dla Patrycji stanowią bardzo trudny do osiągnięcia cel. Na szczęście dziewczyna ma po swojej stronie niezwykłe kobiety, czarodziejki, a może raczej wiedźmy o ponadprzeciętnych zdolnościach, które knują intrygi i nie ustają w działaniach, aby marzenia drimerki Patrycji mogły się spełnić. Jeśli tak się stanie Pati zachowa swoją niezwykłą moc, którą została obdarzona już w dzieciństwie, a magiczny krąg będzie mógł nadal działać.

Czy bohaterka spełni swoje marzenia? Jakie niespodzianki postawi na jej drodze los? Kto okaże się rycerzem na czarnym koniu? Co sprawi, że Patrycja podejmie się czekających na nią wyzwań?

Fabuła powieści oparta została na bardzo popularnym motywie rycerza i księżniczki, przy czym rycerzy jest dwóch, księżniczka jedna i to ona musi dokonać wyboru. Niestety w przypadku tej opowieści autorka niczym nie potrafiła mnie zaskoczyć. Co więcej… Muszę Wam się przyznać, że z tak naiwną i głupiutką postawą, jaką prezentuje główna bohaterka dawno nie miałam do czynienia. Niby dorosła dziewczyna, po studiach, pani doktor weterynarz, a zachowuje się dziecinnie niczym piętnastolatka. Dojrzałości ma jej chyba dodać kwiecisty język i nazbyt liczne oraz zupełnie zbędne moim zdaniem wulgaryzmy, które nie dodają bohaterce ani sprytu, ani rozwagi. Dialogi, na których w znacznej mierze opiera się ta historia bardzo dużo tracą na tej „łacinie”, stają się momentami prymitywne i nieeleganckie. Najbardziej zaciekawiła mnie praca Patrycji w zamojskim zoo, opieka nad dzikimi zwierzętami, ale i tutaj prostactwo bierze górę. Siermiężny styl, jakim posługuje się autorka pozostawia wiele do życzenia, niektóre sformułowania w rodzaju „pewien niewierny małżonek zdemolował psychicznie i fizycznie moją klientkę” są nie do zaakceptowania i wołają o pomstę do nieba. Niepospolite i autoironiczne poczucie humoru jakie przypisywane jest pani Katarzynie Michalak tutaj bywa po prostu żałosne. Kompletny brak emocji, ciekawych wrażeń też nie za wiele. To zdecydowanie najsłabsza opowieść autorki. Ciężko mi było przez nią przebrnąć.
W swojej ostatecznej ocenie biorę pod uwagę fakt, że jest to opowieść napisana na początku kariery pisarskiej pani Michalak. Następne powieści, nawet całe serie, dużo lepiej się czyta, a i emocji w nich nie brakuje. Zdecydowanie daje się zauważyć pewien progres, doskonalenie warsztatu, jednakże po przeczytaniu „Zachcianka” mam poważne opory przed lekturą kolejnej części „Słonecznej Trylogii”, którą wypożyczyłam już z biblioteki. Sięgając po „Zachcianek” nie oczekujcie zbyt wiele.

SŁONECZNA TRYLOGIA OBEJMUJE: