Archiwa tagu: wycieczka

Sekretne życie Roberty – Małgorzata Hayles

NA PÓŁCE „PRZECZYTANE” – 21.01.2024

Wydawnictwo: Black Publishing
Data wydania: 14 październik 2015
ISBN: 978-83-8049-181-6
Liczba stron: 280
SZLAKIEM STAREJ WIDOKÓWKI 

„Sekretne życie Roberty” Małgorzaty Hayles już od dłuższego czasu czekało na półce w kolejce do przeczytania. Po książkę sięgnęłam pod wpływem impulsu i jestem bardzo mile zaskoczona. Opisując historię Roberty – wyjątkowej kobiety o niepospolitym imieniu autorka stworzyła niebanalną i bardzo interesującą powieść drogi, w którą wplotła wątki obyczajowe. Uwielbiam tego rodzaju książki i z przyjemnością po nie sięgam, żałuję tylko, że w przypadku tego tytułu nie skusiłam się wcześniej.

Słów kilka o głównej bohaterce – Roberta jest czterdziestoletnią singielką, najmłodszą z trzech sióstr. Mieszka z mamą w Poznaniu, pracuje w zakładzie pogrzebowym, od śmierci ojca jej życie obraca się wokół pracy, opieki nad rodzicielką i wypełniania domowych obowiązków. Wszystko się zmienia, gdy Roberta postanawia przygarnąć używaną kanapę porzuconą na śmietniku – mebel w naprawdę dobrym stanie. Wewnątrz łóżka bohaterka znajduje starą pocztówkę sprzed dwudziestu lat, której adresatem jest mężczyzna mieszkający kiedyś w sąsiedztwie, a nadawcą pewna kobieta o imieniu Roberta. Ten niecodzienny zbieg okoliczności staje się dla bohaterki początkiem pięknej, spontanicznej przygody. Zaintrygowana tajemniczą wiadomością, będącą obietnicą spotkania w Paryżu, bohaterka załatwia urlop w pracy, wsiada na rower i kieruje się z Poznania na zachód. Im bardziej oddala się od domu, tym większej nabiera pewności, że jej przejażdżka zamieni się w wielokilometrową wyprawę. Roberta zamierza zdążyć na czas do Paryża, by odwiedzić Muzeum Rodina, spojrzeć na rzeźbę „Wiek dojrzały” Camille Claudel i rozwikłać zagadkę znalezionej tajemniczej widokówki.

Autorka stworzyła bardzo interesującą opowieść, niebanalną, skłaniającą do refleksji i pełną wrażeń. „Sekretne życie Roberty” to historia o życiu, pozornie bardzo prozaiczna, nawet mało prawdopodobna ale mająca w sobie coś wyjątkowego. Małgorzata Hayles skupiła się przede wszystkim na szeroko pojętych rodzinnych relacjach. Roberta to kobieta z niską samooceną, zakompleksiona, wycofana. Wzbudza w nas sporo sprzecznych emocji takich jak złość, smutek, współczucie i wreszcie ciekawość, zdumienie i podziw. Wynika to z fantastycznej przemiany Roberty, która decydując się na spontaniczną podróż uwierzyła w siebie i uleczyła swoją duszę. Przyczyniła się tym samym do uzdrowienia chorych relacji z matką i siostrami. Kobieta może imponować. Jest idealnym przykładem, że jeśli tylko chcesz, to możesz, należy tylko się odważyć.

Autorka bardzo sprytnie połączyła teraźniejszość ze wspomnieniami, które rzucają nowe światło na Robertę, jej dzieciństwo, relacje z rodzicami, a przede wszystkim apodyktyczną matką oraz roszczeniowymi siostrami. Przemyciła do wydarzeń też trochę humoru, dzięki czemu lektura tej powieści jest lekka, latwa i przyjemna. Podróż Roberty podzielona na etapy dostarcza ciekawych wrażeń. Bohaterka poznaje nowych ludzi, otwiera się na świat i staje zupełnie inną osobą, do tego stopnia, że w Paryżu porzuca swój rower i decyduje się na powrót do kraju… samolotem. Towarzysząc Robercie w jej wyprawie sami mamy ochotę wskoczyć na rower i ruszyć przed siebie.

Polubiłam główną bohaterkę, polubiłam też tę opowieść i cieszę się bardzo, że „Sekretne życie Roberty” mam na półce swojej biblioteczki. Być może poszukując motywacji sięgnę za jakiś czas właśnie po tę książkę.

Książka bierze udział w wyzwaniach:
PRZECZYTAM TYLE, ILE MAM WZROSTU;

 

Lustro w śniegu – Monika Sawka

NA PÓŁCE „PRZECZYTANE” – 21.08.2021

Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: 31 lipiec 2021
ISBN: 978-83-8219-443-2
Liczba stron: 282

W GŁĘBI LASU, W GŁĘBI DUSZY…

Dziś chcę się z Wami podzielić wrażeniami na temat pewnej bardzo niepozornej, ale bardzo dobrej moim zdaniem książki, którą otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu na kanapie.pl. Tak naprawdę do sięgnięcia po tę powieść zachęcił mnie opis wydawcy, a zaraz potem… okładka. Zimowa obwoluta kontrastująca z ciepłą letnią pogodą za oknem wydała mi się wprost idealna na końcówkę wakacji. A blurb zapowiadający wyjątkową imprezę sylwestrową w gronie znajomych sprzed lat i w otoczeniu niesamowitych górskich pejzaży sprawił, że dłużej już się nie zastanawiałam. Tym bardziej, że owa grupa zostaje uwięziona w górskiej chacie bez prądu, zapasów jedzenia i zasięgu komórkowego, w otoczeniu kilkumetrowych zasp śniegu. To dopiero musiał być Sylwester!

Anna, Daria, Grażyna, Cezary, Andrzej, Łukasz oraz Borys – pomysłodawca całej imprezy spotykają się w górskim domu, by tam spędzić ostatni dzień starego roku. Około południa wyruszają na krótką wycieczkę, właściwie spacer po okolicy. Na skutek załamania pogody, obfitych opadów śniegu i wzmagającego się wiatru gubią drogę i nie potrafią zlokalizować swojego miejsca pobytu. Sytuacja robi się coraz bardziej niebezpieczna tym bardziej, że szybko zapada zmrok, a oni nie mają schronienia. Łukaszowi udaje się wypatrzeć drewnianą górską chatkę w części zasypaną śniegiem, która musi im wystarczyć do momentu aż pogoda się poprawi lub nadejdzie pomoc. Po krótkim czasie do chatki dociera kolejny zbłąkany wędrowiec – Paweł, który także liczy na schronienie. W tak ekstremalnych warunkach, bez prądu, zasięgu komórkowego i jedzenia każdy z bohaterów wystawiony zostaje na trudną próbę. Między dawnymi przyjaciółmi pojawiają się zgrzyty, każdy pokazuje swoją prawdziwą naturę. Osobliwe, bardzo osobiste, a nawet natchnione listy do przyjaciela znalezione w domku i czytane dla rozrywki, a może bardziej dla zabicia czasu, zmuszają każdego z nich do zastanowienia się nad sobą, swoim życiem i tym co osiągnęli. Zapiski te są swego rodzaju drogowskazem, głosem rozsądku, dobrym słowem. To one skłaniają każdego z bohaterów do wewnętrznej przemiany, do walki z ułomnościami, dają nadzieję i są początkiem nowego.

„Lustro w śniegu” to debiut autorski Moniki Sawki, który zachwycił mnie pod kilkoma względami. Po pierwsze bardzo ciekawa fabuła, idealnie dopasowana do tego, aby dokładnie prześledzić portrety psychologiczne postaci, pokazać ich ewolucję, przemianę. Po drugie wprowadzenie natchnionych listów, które w oparciu o wiarę dają motywację do działania, mają pomóc zajrzeć w głąb samego siebie i nakłonić do wyciągnięcia określonych wniosków oraz zwrócenia naszej uwagi na to, co w życiu jest naprawdę ważne. Wreszcie po trzecie bardzo dobry przekaz emocji – smutek niemal wyciska łzy, złość rzeczywiście rodzi agresję, a nawet rękoczyny, choroba wzbudza strach, a patowa sytuacja rodzi niepewność.

Bohaterowie to prawdziwi ludzie z krwi i kości. Mają określone charaktery, prezentują konkretne zachowania, możemy ich lubić, bądź nie, ale żaden nie pozostaje nam obojętny. Ich sylwetki są bardzo wyraziste, a portrety psychologiczne dobrze nakreślone.

Autorka sporo miejsca poświęca Bogu, wierze i religii stosując liczne nawiązania do Biblii. Momentami jest to bardzo trafne i na miejscu, ale czasem staje się wyniosłe i trąci patosem. Być może sprawdziłaby się tu zasada „co za dużo, to nie zdrowo”.

Muszę przyznać jednak, że nie wszystko w tej powieści mi się podobało. Przede wszystkim dopracowałabym trochę fabułę. Przyznaję, że zaciekawiła mnie od pierwszych stron. Miałam wrażenie, że jestem wraz z bohaterami w górskiej chacie, sytuacja robi się coraz trudniejsza, ratunek nie nadchodzi, więc należy podejmować określone decyzje. I tutaj zupełnie niespodziewanie następuje przeskok do teraźniejszości, a wcześniejsze zdarzenia okazują się wspomnieniem. Zaczęłam się więc zastanawiać, czy coś mi umknęło, czy też płaszczyzny czasowe nie wiadomo czemu przestały ze sobą współgrać i końcówka się posypała. Poświęciłabym też więcej uwagi Pawłowi i Borysowi, przybliżyłabym motywy ich działania, postępowania tak, aby czytelnik nie musiał się wszystkiego domyślać. Zwróciłabym też większą uwagę na spójność wszystkich zdarzeń.

„Lustro na śniegu” to udany debiut, choć nie doskonały. Powieść bardzo dobrze się czyta, autorka pisze ciekawie, obrazowo, potrafi oddać emocje, jej opowieść zmusza do refleksji, jednak sam warsztat wymaga jeszcze trochę pracy i doszlifowania.

Jeśli intryguje Was jedyny w swoim rodzaju Sylwester pośród śnieżnych zasp i wśród górskich krajobrazów w towarzystwie paczki przyjaciół, a może raczej znajomych, to myślę, że lektura tej powieści sprawi Wam sporo radości. Nie czekajcie do zimy. Tę opowieść czyta się miło o każdej porze roku!

Zakochaj się, Julio – Natalia Sońska

NA PÓŁCE „PRZECZYTANE” – 03.01.2018

Wydawnictwo: Czwarta Strona
Data wydania: 08 listopad 2017
ISBN: 978-83-7976-773-1
Liczba stron: 376

Mam ostatnio nastrój na ciepłe, baśniowe opowieści, które otulają czytelnika niczym milutki koc. „Zakochaj się, Julio” to właśnie taka magiczna historia, do której większość z nas chciałaby trafić wierząc w szczęśliwe zakończenie. Do tego jakby w pakiecie otrzymujemy wycieczki do Zakopanego i wędrówki po tatrzańskich szlakach, które obfitują w ciekawe wrażenia.

Tytułowa Julia jest nauczycielką matematyki w jednym z krakowskich liceów. Przykre doświadczenia w osobistym życiu spowodowały, że kobieta w całości poświęciła się pracy z młodzieżą. Jej klasa niebawem zdaje maturę, a Julia – dobry wychowawca i prawdziwy pedagog z powołania nawet na finiszu stara się zdopingować uczniów do pracy i pomóc, aby rozważnie i mądrze wybrali swoje dalsze drogi życiowe. Tygodniowy wyjazd do Zakopanego podczas ferii zimowych ma pomóc wychowankom się zrelaksować i naładować akumulatory na majowe egzaminy. Julii też przyda się odpoczynek przez te kilka zimowych dni, które ma spędzić w towarzystwie trzech innych nauczycieli i swojej dobrej przyjaciółki Oli. Niespodziewane zderzenie z intrygującym mężczyzną podczas pobytu na stoku burzy spokój Julii i wprowadza zamęt do jej poukładanego życia. Ściąga też lawinę nie zawsze pozytywnych zdarzeń, którym bohaterka będzie musiała stawić czoła…

Urzekła mnie ta klimatyczna historia i rozbudziła moją wyobraźnię. Wędrówki po szlakach, szusowanie po stokach i ciekawie przedstawione wydarzenia to mieszanka, której trudno się oprzeć. Powieść pani Natalii jest swego rodzaju wizytówką Tatr, pozwala zatęsknić za tamtymi niepowtarzalnymi widokami i atmosferą, której nie znajdziecie w żadnych innych polskich górach.

I jeszcze słów kilka na temat samych wydarzeń… Spodobał mi się pomysł na tę powieść, choć jeśli czytaliście „Obudź się Kopciuszku” to znajdziecie tu podobne klimaty. Tym bardziej, że w pewnym momencie spotkacie ciepłą i serdeczną góralkę – panią Anielę oraz Alicję i Michała skądinąd znanych. Powieść napisana jest lekko i z humorem, chociaż nie brak w niej także przykrych wydarzeń oraz baśniowego nastroju. Taki zupełny misz-masz całkiem nieźle się sprawdził. Są też emocje, może nie jakieś spektakularne, ale działają na wrażliwość. Niestety jak dla mnie zbyt dużo było zbiegów okoliczności i zrządzeń losu, przez co historia zatraciła swój realizm. Potraktowałam ją po prostu jak nastrojową baśń o księżniczce, która gdzieś tam za górami i lasami dojrzała swojego księcia. A co było dalej przeczytajcie w książce…