Co by było, gdyby – Holly Miller

NA PÓŁCE „PRZECZYTANE” – 17.01.2023

Tłumaczenie: Katarzyna Bieńkowska
Tytuł oryginału: What might have been
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: 12 październik 2022
ISBN: 978-83-287-2409-9
Liczba stron: 480

ALTERNATYWNE ŚCIEŻKI ŻYCIA

Pióro Holly Miller poznałam za sprawą powieści „Nas dwoje”. Historia okazała się bardzo dobrym debiutem – nieoczywista, dobrze napisana, emocjonująca. Teraz miałam okazję sięgnąć po kolejną książkę autorki zatytułowaną „Co by było, gdyby”. I tym razem moje odczucia dotyczące lektury są bardzo podobne. A to oznacza, że Holly Miller pisze ciekawe, warte przeczytania powieści psychologiczno – obyczjowe, którym warto poświęcić swój czas i uwagę.

Myślę, że każdy z Was przynajmniej raz stawiał sobie pytanie co by było gdyby?… A następnie tworzył w myślach różne scenariusze konkretnych sytuacji. Rozważaliście pewnie nie raz co by było dla Was lepsze, jakie byłyby konsekwencje innych podjętych decyzji.
Przed podobnym dylematem staje Lucy Lambert – trzydziestoletnia singielka, po tym, jak zrezygnowała z pracy w agencji reklamowej. Dziewczyna stawia wszystko na jedną kartę. Marzy o napisaniu powieści i właśnie teraz upatruje szansę na spełnienie swojego największego pragnienia. A może trafi jej się nowa, intratna posada copywritera?… Lucy staje przed ogromnym dylematem – waha się, czy ma pozostać w małym, nadmorskim miasteczku Shoreley i skupić na pisaniu, czy raczej wyjechać do Londynu, by objąć stanowisko w prestiżowej firmie reklamowej.

Każda decyzja ma swoje „za” i „przeciw” i każda związana jest z określonymi konsekwencjami. Nie bez znaczenia jest również fakt, że Lucy wierzy w przeznaczenie i lubi dostrzegać znaki od losu, które jej zdaniem kształtują przyszłość. A właśnie tego dnia otrzymała informację, że spotka mężczyznę swojego życia, przysłowiową „drugą połówkę”. Czy będzie to przypadkowo poznany w barze fotograf Caleb, czy może Max Gardner – pierwsza miłość, z którą rozstała się przed niemal dziesięcioma laty?…

I tutaj dochodzą do głosu dwie alternatywne rzeczywistości związane z dokonanymi wyborami, które rozgrywają się równolegle, a dotyczą dalszych losów tej samej kobiety. „Zostaję” opowiada o losach Lucy jako pisarki i sprzedawczyni w sklepie z pamiątkami. Dziewczyna związała się z Calebem i wiedzie spokojne życie w Shoreley. „Jadę” to obraz Lucy pracującej w londyńskiej agencji reklamowej i na powrót związanej z Maxem – pierwszym chłopakiem. Wyjaśnienie nieporozumień sprzed lat wiele ją kosztowało, ale kobieta zdecydowała się dać ukochanemu drugą szansę.

Holly Miller potrafi wielokrotnie zaskakiwać czytelnika. Tym razem jest to przede wszystkim forma powieści. Poprowadzenie losów bohaterów dwiema niezależnymi ścieżkami to naprawdę oryginalny zabieg. Pomimo, że są to rozbieżne rzeczywistości, to jednak możemy odnaleźć niektóre wspólne elementy, momenty zgodne dla obu światów, przez które prowadzi każda ze ścieżek. Obie wersje tak samo mocno mnie zaabsorbowały i pochłonęły, obie wywołały też całe mnóstwo emocji i obie zachowały realizm. Wersja nazwana jako „zostaję” wydała mi się spokojniejsza, bardziej sielankowa, opisująca prostą, szczęśliwą codzienność, w której pojawiają się zwyczajne problemy. Jednak odniosłam wrażenie, że było to życie niepełne. Alternatywa określona jako” jadę” okazała się bardziej spektakularna, a zdarzenia momentami wstrząsające, a nawet szokujące. Jednak dzięki temu Lucy mogła doświadczyć więcej, żyć pełniej.

Holly Miller pisze prostym językiem. Jej lekki styl idealnie współgra z opisywanymi zdarzeniami. Autorka potrafi umiejętnie stopniować napięcie. Zainteresowanie nie słabnie aż do ostatniej strony, z przyjemnością odkrywamy poszczególne sekrety bohaterów i angażujemy się w ich poczynania. I do tego mamy jeszcze zaskakujące zakończenie, które trudno przewidzieć.

Ciekawie nakreślone sylwetki bohaterów sprawiają, że dobrze czujemy się w ich towarzystwie. Każda postać jest inna, niepowtarzalna i emocjonująca. Nie przeszkadzała mi zbytnio naiwność Lucy, ani delikatne wyidealizowanie Caleba, czy pewna nienaturalność w zachowaniu perfekcyjnych rodziców Lucy, a to wszystko za sprawą interesującej fabuły i intrygujących zdarzeń, przez które dosłownie przepadłam dla świata.

Historia ma w sobie sporo romantyzmu. Skłania do refleksji, uczy, że każda podjęta decyzja ma swoje określone konsekwencje i bezpośredni wpływ na przyszłe wydarzenia, a zbyt częste zastanawianie się nad tym, co by było gdyby… niepotrzebnie nas rozprasza i wcale nie uchroni od przeznaczenia. W powieściowej rzeczywistości mamy jasno przedstawione wybory i ich konsekwencje, możemy je analizować i oceniać. W prawdziwym życiu nie ma takiej możliwości.

Powieść „Co by było, gdyby” to idealna propozycja dla czytelników poszukujących historii nieoczywistych, wyłamujących się utartym schematom. Mnie oczarowała, zaintrygowała i stawiam ją na półce ulubionych lektur.

Książka bierze udział w wyzwaniach:
POD HASŁEM;
PRZECZYTAM TYLE, ILE MAM WZROSTU;

Dodaj komentarz