Tiary z Albanii – Weronika Umińska

NA PÓŁCE „PRZECZYTANE” – 30.01.2024

Cykl wydawniczy: Saga rzymskich jubilerów 2
Wydawnictwo: Lucky
Data wydania: 19 wrzesień 2022
ISBN: 978-83-67184-41-0
Liczba stron: 272

TIARY Z KRAJU ORŁÓW 

„Tiary z Albanii” to druga część sagi o rzymskich jubilerach. Powieść udało mi się zakupić na targach książki w Warszawie z własnoręczną dedykacją od autorki z czego jestem ogromnie rada. Pani Weronika jest niezwykle sympatyczną i ciepłą osobą. Zdradziła mi nawet, że w jej myślach krystalizuje się już kolejna część historii rodu Azzurrich, a zatem jest na co czekać.

Tytułowe tiary to historyczne, platynowe diademy pochodzące z dworu albańskiego monarchy Zoga Pierwszego. Ambra zakupiła je na aukcji w Nowym Jorku i od początku bardzo chciała poznać ich historię. Co nieco dowiedziała się od swojej ukochanej babci Svevy – miłośniczki pięknej biżuterii i pokazów mody. Jednak aby prześledzić dokładnie dzieje dwóch niemal identycznych tiar oraz odszukać brakujące elementy wysadzane brylantami, których diademy zostały pozbawione przed laty, Ambra musi udać się w kolejne podróże po Europie. Tropy prowadzą do Albanii i do muzeum w Tiranie.

Uwielbiam podróżować razem z Ambrą i Piotrem, spotykać podczas tych ekspedycji wcześniej poznanych bohaterów i poznawać zupełnie nowe osoby. Każdy taki wyjazd to niesamowita przygoda, intrygująca wyprawa w przeszłość dająca możliwość poznawania faktów związanych z jubilerstwem i obrotem klejnotami. Myślę, że każdy, kto choć trochę lubi podróżować razem z bohaterami, przenosić się z miejsca na miejsce, odkrywać nowe zakątki i słuchać fascynujących historii powinien skusić się właśnie na tę sagę.

„Tiary z Albanii” to opowieść, na którą czekałam. Zafascynowana pierwszym tomem wiedziałam, że muszę poznać ciąg dalszy losów rodu Azzurrich. Druga część jednak okazała się słabsza, choć oczywiście z zainteresowaniem śledziłam kolejne etapy odkrywania przeszłości tiar. Czytając tę opowieść miałam wrażenie, jakbym poznawała obszerne fragmenty zaczerpnięte z wikipedii lub innego przewodnika, czy encyklopedii. Nie podobało mi się, że dialogi zostały tak mocno rozbudowane o wyjaśnienia i informacje na temat historii, czy zdarzeń. Być może było tego za dużo, a za mało fabuły, albo zawiodła sama konstrukcja powieści.

Bardzo doceniam pracę, jaką pani Weronika włożyła w przygotowanie tej opowieści. Dbałość o szczegóły i ogrom wiedzy przekazana ustami bohaterów są godne podziwu. Nawet jeśli ktoś nie miał dotąd pojęcia o jubilerstwie, nie interesował się aukcjami biżuterii ani wyrabianiem klejnotów, ma szansę poznać wiele ciekawych szczegółów. Zainteresowały mnie też przepisy na orientalne dania kuchni albańskiej zamieszczone na końcu książki, które zamierzam wypróbować.

„Tiary z Albanii” to kolejna opowieść, w której losy bohaterów splatają się z drogocenną biżuterią. Znów możemy wędrować po Europie (i nie tylko) rozkoszując się klejnotami i odrobiną luksusu. Mamy możliwość odkrywania zagadek z przeszłości, które dostarczają sporo emocji. Ta powieść daje szansę na niebanalną przygodę w bardzo dobrym towarzystwie. Jeśli zatem odpowiadają Wam takie klimaty, to zapraszam serdecznie na strony sagi o rzymskich jubilerach.

CYKL OBEJMUJE POWIEŚCI:

Książka bierze udział w wyzwaniach:
ABECADŁO…;
PRZECZYTAM TYLE, ILE MAM WZROSTU;

Na progu zła – Louise Candlish

NA PÓŁCE „PRZECZYTANE” – 29.01.2024

Tłumaczenie: Radosław Madejski
Tytuł oryginału: Our House
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: 15 kwiecień 2020
ISBN: 978-83-287-1368-0
Liczba stron: 512

CZUWANIE PRZY GNIEŹDZIE

„Na progu zła” to jedyna powieść Louise Candlish wydana w Polsce, jakiej dotąd nie miałam przyjemności przeczytać. Postanowiłam zatem nadrobić zaległości i tak oto przeniosłam się do prominenckiej dzielnicy Londynu, gdzie mieszkańcy dobrze się znają i tworzą dość hermetyczną społeczność. Tutaj w edwardianskim domu z ogrodem mieszkają Fiona i Abraham Lawsonowie z synami. Małżonkowie są w separacji, którą ukrywają przed dziećmi. Pomaga im w tym dziwna umowa dotycząca czuwania przy gnieździe i polegająca na tym, że każde z rodziców, na zmianę, co drugi tydzień mieszka w domu i opiekuje się dziećmi. Takie rozwiązanie zapewnia dzieciom pozorną stabilizację. Fiona Lawson po powrocie z weekendowego wyjazdu kieruje się do swojego domu, gdzie… wprowadzają się nowi lokatorzy. Nie ma mebli, nie ma rzeczy osobistych, wnętrza powoli zapełniają się paczkami i kartonami innej rodziny. Bohaterka jest zszokowana, mąż jest nieuchwytny, a sąsiedzi nie wierzą w to, co się wydarzyło. Dwa dni wystarczyło, aby nieruchomość warta ponad dwa miliony funtów zmieniła właściciela.

Dlaczego nieruchomość została sprzedana? Kto stoi za tą transakcją? Jakie były okoliczności tego oszustwa?

Louise Candlish to autorka, która nie przestaje mnie zadziwiać. Jej powieści to thrillery psychologiczne z gatunku domestic noir, w których warstwa obyczajowa została dość mocno rozbudowana. Każda jej historia jest inna, ale wszystkie mają jedną wspólną cechę – są tak pogmatwane i niewiarygodne, że wydają się sennym koszmarem. Nie znajdziemy tu rozlewu krwi, wyeksponowanej przemocy, czy emocjonujących policyjnych pościgów. Mamy natomiast mroczne sekrety, niezwykle barwnych bohaterów, którym pod żadnym pozorem nie można ufać, misternie utkaną intrygę oraz wciągającą fabułę, która jest przerażająco prawdopodobna. Autorka jest mistrzynią nagłych zwrotów akcji, uwielbia zaskakiwać, wodzić czytelnika za nos i sprawiać, że jest on kompletnie zdezorientowany. Takie są książki Louise Candlish i taka jest również powieść „Na progu zła”.

Autorka nakreśliła niezwykle wiarygodny portret rodziny, której życie to przede wszystkim pozory i tajemnice. Życie Fiony i Abrahama Lawsonów pełne jest problemów. Traumy, alkohol, zdrady, zatargi z prawem i strach, który obezwładnia, odbiera rozum i wyzwala najgorsze instynkty. Gdy uświadamiamy sobie, że nigdy nie mamy szansy poznać do końca drugiej, nawet najbliższej nam osoby ogarnia nas trwoga. Fakt obsesyjnej wręcz chęci posiadania, bogacenia się, budzi przerażenie tym bardziej, że niestety bardzo dobrze wpisuje się w dzisiejszy świat. Lekturze tej książki towarzyszy mnóstwo emocji. Zakończenie jest niebanalne, ciekawe i pobudza apetyt na więcej.

Powieść została ciekawie skonstruowana. Obecne wydarzenia przeplatają się z podcastem kryminalnym, w którym Fiona dzieli się swoją wersją wydarzeń, a także z relacją jej męża Brama zapisaną na dysku komputera. Moim zdaniem jest to doskonały sposób przedstawienia zdarzeń, bardzo adekwatny dla tego typu fabuły. Wydarzenia poznajemy z różnej perspektywy, co daje czytelnikowi możliwość obiektywnej oceny sytuacji.

Dziwią mnie trochę tak rozbieżne opinie czytelników. Ja jestem naprawdę pod wrażeniem. Uwielbiam pióro autorki i z niecierpliwością czekam na kolejną książkę. Myślę, że miłośnicy thrillerów psychologicznych odnajdą w tej powieści wszystko to, co cenią sobie w tego rodzaju historiach. Moim zdaniem nagroda British Book Awards przyznana tej opowieści w 2019 roku jest w pełni zasłużona.

Książka bierze udział w wyzwaniach:
POD HASŁEM;
PRZECZYTAM TYLE, ILE MAM WZROSTU;

Sztuka latania – Magdalena Kawka

NA PÓŁCE „PRZECZYTANE” – 25.01.2024

Wydawnictwo: Empik Go
Data wydania: 04 styczeń 2023
ISBN: 978-83-2727-6643
Liczba stron: 416

Z WIZYTĄ NA RODOS

Zachwycona powieścią Magdaleny Kawki „Wyspa z mgły i kamienia” sięgnęłam po kolejną książkę tej autorki – audiobook „Sztuka latania” w interpretacji Agnieszki Postrzygacz. Pomyślałam sobie, że skoro tak dobrze czułam się zwiedzając grecką Kretę, to tym razem wybiorę się na Rodos. Czy warto było się tam udać? O tym za chwilę…

Zośka jest trzydziestopięciolatką, która pracuje w korporacji, a jej życie uczuciowe to przede wszystkim skomplikowane relacje damsko-męskie. Kobieta nie ma w zwyczaju rozbijać rodzin, ale to właśnie Jerzy – mąż Beaty i ojciec kilkuletniej Zosi jest tym mężczyzną, do którego szybciej bije jej serce. Zofia coraz częściej odnosi wrażenie, że życie przecieka jej przez palce. W momentach chandry i zwątpienia wspiera ją Marta – oddana przyjaciółka, stewardesa o nieco bardziej skrystalizowanych poglądach na życie. Kiedy pojawia się możliwość wyjazdu na Rodos, gdzie wuj Marty ma swój dom, obie bohaterki postanawiają spędzić urlop na tej pięknej, greckiej wyspie. Dwa tygodnie spędzone wśród mieszkańców Lindos, Lardos i okolicznych wiosek zupełnie odmieniają obie kobiety, tak, że decydują się one przedłużyć urlop o kolejny tydzień. Nikt się jednak nie spodziewa, że pożegnalne przyjęcie zorganizowane tuż przed powrotem do kraju przybierze tak nieoczekiwany obrót. W jednej chwili to, co było ważne zupełnie przestaje mieć znaczenie…

„Sztuka latania” nie urzekła mnie tak, jak pobyt na Krecie, choć muszę przyznać, że wydarzenia, jakie stały się udziałem bohaterek na Rodos zupełnie mnie zaskoczyły. Autorka jest niekwestionowaną mistrzynią zwrotów akcji i robi to w niezwykle zmyślny sposób pozostawiając czytelnika z uczuciem zdumienia i niedowierzania. Powieść napisana jest lekko, swobodnie, ciekawie i z polotem. Tym razem sama wyspa i jej historia, która gdzieś tam na krótko pojawia się w fabule, schodzą na dalszy plan. To perypetie Zosi i Marty, grają tu pierwsze skrzypce, choć momentami na czoło wysuwa się wątek Jerzego i jego problemy małżeńskie.

Książka jest trochę nierówna. Autorka niejednokrotnie przeskakuje z tematu na temat przez co mamy czasem wrażenie, jakby to były oddzielne historie. Niektóre wątki wydają się zupełnie zbędne i niewiele wnoszą do treści.

Magdalena Kawka w tej powieści skupiła się na stopniowym dojrzewaniu ludzi dorosłych do podejmowania ważnych decyzji. Konieczność dokonywania wyborów, związane z nimi dylematy oraz konsekwencje to nieodłączna część naszego życia. Do jednych decyzji dorastamy powoli, cierpliwie, krok po kroku, pokonując przeciwności i bariery. Inne zamysły pojawiają się nagle, niespodziewanie i niczym tsunami burzą dotychczasowy porządek. Tak to się właśnie dzieje u bohaterów „Sztuki latania”.

Autorka starała się zachować realizm, jednak w niektóre zachowania trudno było mi uwierzyć. Zośka jest skrajnie niedojrzała pomimo swych 35 lat i dopiero na skutek przykrych doświadczeń dorośleje, dojrzewa do zmian, chce działać. Tak, to właśnie Zośka najbardziej mnie irytowała, ale z drugiej strony byłam ciekawa, co jeszcze wymyśli. Zdecydowanie bardziej polubiłam Martę, a mieszkańcy wyspy po prostu skradli moje serce.

Polubiłam też sposób pisania autorki. Fabuła wciąga, wydarzenia intrygują, choć zakończenie trochę mnie rozczarowało. Były emocje, sporo wrażeń i piękna, egzotyczna, grecka wyspa w tle, a zatem wizytę na Rodos uznaję za udaną. Myślę, że jeszcze nie raz sięgnę po książkę pani Magdaleny, szczególnie, gdy powieść zaoferuje mi kolejną interesującą podróż.

Książka bierze udział w wyzwaniach:
POD HASŁEM;
PRZECZYTAM TYLE, ILE MAM WZROSTU;