Archiwa tagu: burza

Szeptun – Tomasz Betcher

NA PÓŁCE „PRZECZYTANE” – 06.04.2023

Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 05 maj 2021
ISBN: 978-83-67502191
Liczba stron: 352

CZAR BESKIDÓW

Sięgając po „Szeptuna” miałam nadzieję na magiczną opowieść z pogranicza baśni, w której tradycja i zwyczaje będą znaczącym elementem historii. Szeptun to przecież nikt inny jak ludowy uzdrowiciel oferujący swoje usługi ludziom wierzącym w jego moc i skuteczność leczenia. Swoją wiedzę opiera na ziołolecznictwie, a jego praktyki często są uważane za pogańskie.Tak więc książka zaintrygowała mnie swoim tytułem i z zainteresowaniem sięgnęłam po audiobook czytany przez Katarzynę Tarczyńską.

Tomasz Betcher zabiera nas w Beskid Niski, w okolice Dukli, do małego przysiółka nad rzeczką Łysawką o nazwie Stary Buk. Tutaj, w otoczeniu dzikiej przyrody stoi nieczynny pensjonat, który jest własnością tytułowego Szeptuna – Waldemara. Mężczyzna odziedziczył dom po swoich dziadkach i spędził tu zdecydowaną większość swojego życia. Waldek posiada szczególną zdolność widzenia we śnie zdarzeń z przeszłości, a czasem zdarza mu się także zaglądać w przyszłość. Przez miejscową społeczność uważany jest za odludka i szarlatana. Żyje samotnie w otoczeniu łąk i lasów, a w sezonie oferuje noclegi turystom.

Julia z nastoletnią Marysią i ośmioletnim Jakubem udają się na urlop do pensjonatu w Starym Buku. Kobieta ma nadzieję, że pobyt blisko natury wpłynie na złagodzenie skutków alergii, z którą od dłuższego czasu zmaga się jej syn. Na skutek nieprzewidzianych okoliczności rodzina przedłuża swój pobyt. Dzięki temu mają możliwość poznać bliżej tajemniczego właściciela, a także usłyszeć podania i legendy związane z okolicą oraz mieszkającą nieopodal społecznością Romów.

Lektura „Szeptuna” jest ekscytującą przygodą, magiczną i nastrojową wyprawą do dziewiczej krainy, nieco nostalgicznej, gdzie zioła pachną mocniej, słońce świeci jaśniej, a strumień szemrze głośniej. Autor wprowadza nas do zaczarowanego świata ludowych podań i legend jak ta o dwóch wilkach mieszkających w każdym człowieku, czy o mitologicznym Perseuszu i Danae. Poznajemy historię o zabawie uczuć w chowanego, z której dowiadujemy się dlaczego miłość jest ślepa i zawsze towarzyszy jej szaleństwo. Każda z tych przypowieści ma swój morał, każda zmusza do refleksji i daje drogowskazy. Wszystkie budują niesamowity baśniowy nastrój, a mimo to opowieść nie traci swojego realizmu i wiarygodności.

Tomasz Betcher jest wspaniałym bajarzem. Nie wiem czy tylko za sprawą autora, czy lektorka także miała w tym swój udział, ale od samego początku zostałam dosłownie „wciągnięta” do wykreowanej powieściowej rzeczywistości. Lekki, przyjemny, opisowy styl, barwny język z nutą liryzmu, ogromna dbałość o szczegóły i umiejętne stopniowanie napięcia sprawiają, że krok po kroku, rozdział po rozdziale coraz bardziej swojsko czujemy się w towarzystwie powieściowych bohaterów. Wszechogarniający spokój, piękno przyrody, lasów i łąk, ukrytych jaskiń i szumiących potoków oddziałują kojąco, wyciszają nas i odprężają. Chcę tu jednak zaznaczyć, że historii opisanej w tej książce daleko do sielanki. Tak naprawdę „Szeptun” to słodko – gorzka opowieść o pozorach, którym nie należy ulegać, o miłości, o którą należy walczyć, o braku akceptacji, przełamywaniu stereotypów, odkrywaniu siebie i dążeniu do szczęścia przez wielkie S.

Uwielbiam książki, w których finał jest zdumiewający i dosłownie wbija w fotel. I tu właśnie tak się stało. Nie mogłam wręcz uwierzyć w to, co usłyszałam od lektorki. Miałam ochotę cofnąć się do początku rozdziału, aby sprawdzić, czy się nie przesłyszałam. Przyznaję autorowi za to ogromny plus.

Nie do końca podobała mi się natomiast kreacja postaci. O ile tajemniczy Szeptun wzbudził od początku moje zainteresowanie, o tyle Julia wydała mi się trochę nudna i nijaka. Kobieta z dużego miasta, matka dwójki dzieci, w tym nastoletniej córki powinna wykazać się większą przedsiębiorczością, zaradnością i stanowczością. Nie zdziwił mnie fakt, że dała się zmanipulować mężowi, ale nie mogłam uwierzyć, że sama nie odkryła prawdy, tylko dowiedziała się o tym od dziecka. Natomiast Marysia zdecydowanie bardziej przypadła mi do gustu razem z jej nastoletnim buntem i przerastającymi ją problemami.

Po raz pierwszy sięgnęłam po powieść Tomasza Betchera i muszę przyznać, że jestem w pełni usatysfakcjonowana. Autor kojarzy mi się z Nicholasem Sparksem, po którego książki lubię sobie sięgać od czasu do czasu. Jestem pewna, że za jakiś czas zdecyduję się na kolejną historię opowiedzianą przez pana Tomasza i nie wykluczone, że będzie to kolejny audiobook do wysłuchania z pakietu Empik Go.

Książka bierze udział w wyzwaniach:
POD HASŁEM;
PRZECZYTAM TYLE, ILE MAM WZROSTU;

Słoneczniki po burzy – Ewelina Maria Mantycka

NA PÓŁCE „PRZECZYTANE” – 06.12.2019

Cykl wydawniczy: Saga z Ogrodowej 1
Wydawnictwo: Videograf
Data wydania: 27 marzec 2019
ISBN: 978-83-7835-669-1
Liczba stron: 352

Pamiętam jak jakiś czas temu oddałam swój głos na okładkę powieści Eweliny Mantyckiej „Słoneczniki po burzy”, a teraz mogłam wreszcie zapoznać się z bohaterami tej niezwykle klimatycznej sagi rodzinnej.

Polska wieś widziana oczami autorki nosi znamiona sielskiej prowincji, gdzie można odzyskać spokój po traumatycznych wydarzeniach, a ludzie są życzliwi i serdeczni i nie pozwolą skrzywdzić nikogo, kto znalazł się w trudniej sytuacji.
Do dworku na Ogrodową po wielu latach nieobecności przyjeżdża Lilka wraz ze swoją czteroletnią córeczką Kają. Miejsce to dla niej szczególne, bo tutaj jako dziecko mieszkała z rodzicami, tutaj spędzała czas, tu dorastała i tu powróciła, aby zająć się coraz bardziej zniedołężniałym dziadkiem. Jednak to nie jedyny powód jej przyjazdu na wieś. Lilka pragnie jak najbardziej odseparować siebie i dziecko od Pawła – byłego męża, psychopaty, który pomimo sądowego zakazu zbliżania nie daje kobiecie spokoju. Kaja boi się ojca, każde spotkanie z nim to dla dziewczynki ogromny stres, a Lilka nie bardzo potrafi ochronić córeczkę przed strachem, przerażeniem, a może nawet niebezpieczeństwem. Wydaje się, że przeprowadzka na wieś to idealne rozwiązanie, tym bardziej, że Lilka jest tu otoczona rodziną, a kuzyn Raj i jego przyjaciel Fabian nie pozwolą skrzywdzić ani jej, ani dziecka. Sytuacja staje się trudna, gdy na Ogrodowej niespodziewanie pojawia się Paweł…

„Słoneczniki po burzy” to bardzo udany debiut literacki Eweliny Mantyckiej. Autorka wykorzystała potencjał swojej opowieści do maksimum. Historia opowiedziana została w sposób niezwykle ciekawy i intrygujący, pozostawiając nieco miejsca na pewne niedopowiedzenia i tajemnice z przeszłości, które na razie dopiero nieśmiało przypominają bohaterom o swoim istnieniu. Bo trzeba nam pamiętać, że „Słoneczniki po burzy” to pierwsza część trzytomowego cyklu, w którym na pewno jeszcze wiele się wydarzy. Jestem bardzo ciekawa w jaki sposób autorka przekaże czytelnikom zdarzenia dotyczące przeszłości rodziny Żmudzkich, a szczególnie te związane z Rozalią – nestorką rodu.

Prosty język, wyrazisty styl, umiejętnie przekazywanie emocji i spora dawka humoru tworzą ciepły klimat opowieści, która staje się dla nas bardzo swojska. I choć opowiada o pozornie zwyczajnym życiu, porusza ważkie problemy i stawia na siłę rodziny i więzy łączące poszczególnych jej członków. A że po burzy zawsze wychodzi słońce, to jest szansa, że i do bohaterów uśmiechnie się los.

Bohaterowie są bardzo ciekawymi osobowościami. Mała Kaja od samego początku skradła moje serce. Raj jako niemalże wzorowy samotny ojciec dzielnie ogarniający trójkę swoich dorastających dzieci ma u mnie ogromny plus za konsekwencję i wytrwałość. Fabian jako „złota rączka”, człowiek o wielkim sercu, troskliwy, lojalny i niezwykle pracowity może być niemalże wzorem do naśladowania. Ale i on ma za sobą trudną przeszłość, a zdobyte życiowe doświadczenia pozwalają mu trzeźwo i rozsądnie podchodzić do życia. Lilka jako kobieta po traumatycznych przejściach zyskała sobie wiele mojej sympatii. Nie sposób jej nie lubić mając świadomość przez co przeszła, a mimo to jej zachowanie wydało mi się momentami irytujące. Jest jeszcze Jan – najstarszy z żyjących członków rodu, który ma nam zapewne jeszcze wiele do opowiedzenia oraz Wikta – jego córka, urocza starsza pani z sercem na dłoni. Takich nietuzinkowych, wyrazistych postaci jest tu znacznie więcej i warto zauważyć, że są one prawdziwymi indywidualnościami.

Lektura tej powieści dostarczyła mi wielu ciekawych wrażeń, zapewniła sporą dawkę relaksu i pozwoliła miło spędzić czas w niesamowitym otoczeniu, gdzie życie płynie wolniej, ludzie są dla siebie mili i pomocni, a problemy dopingują do życiowych zmian. Już nie mogę się doczekać kolejnych części Sagi z Ogrodowej, bo w takim miejscu warto zatrzymać się na dłużej. A być może zastanawiacie się o co chodzi z tytułowymi słonecznikami i jaki jest ich związek z rodem Żmudzkich – oto argument dlaczego powinniście sięgnąć właśnie po tę książkę.

SAGA Z OGRODOWEJ OBEJMUJE:

Wspomnienie burzy – Marcia Willett

NA PÓŁCE „PRZECZYTANE” – 04.11.2015

Tłumaczenie: Agnieszka Podruczna
Tytuł oryginału: Memories Of The Storm
Wydawnictwo: Replika
Data wydania: 11 sierpień 2015
ISBN: 978-83-7674-465-0
Liczba stron: 320

Przeczytałam jak dotąd wszystkie książki autorki i moim zdaniem „Wspomnienie burzy” wypada najsłabiej w tym powieściowym kwartecie, co nie znaczy, że nie jest to lektura godna uwagi i poświęconego jej czasu.

Autorka znów zabiera nas w podróż do Exmoor położonego w północnej części półwyspu Kornwalijskiego, gdzie w dość wiekowym już Domu nad Mostem mieszka Hester Mallory. Kobieta sporo w życiu przeżyła włączając w to lata wojny, straciła ojca i braci, potem także matkę. Bolesną przeszłość skrywa głęboko w zakamarkach duszy, choć nie może wyprzeć jej z pamięci. Kiedy pewnego dnia odwiedza ją chrześnica – dwudziestokilkuletnia Clio i przywozi ze sobą Jonaha – reżysera sztuk teatralnych, który pragnie dowiedzieć się czegoś o swoim przodku, wspomnienia nagle wracają. Mężczyzna jest bardzo podobny do swego dziadka Michaela, który był najlepszym przyjacielem Edwarda – najstarszego brata Hester, a tym samym stał się niemalże członkiem rodziny Mallorych. Jonah jest synem Lucy – kobiety, która jako kilkuletnia dziewczynka spędziła w Domu nad Mostem kilka lat swojego życia. Teraz jednak, na skutek przykrych okoliczności, jakie miały miejsce w przeszłości, Lucy nie utrzymuje kontaktu z Hester, ani nikim z tej rodziny.

Co takiego wydarzyło się przed laty? Dlaczego Lucy i Hester wypierają tamte wspomnienia? Czy Jonah pozna prawdę o przeszłości i bolesnych wydarzeniach jakie miały miejsce pewnej burzowej nocy w Domu nad Mostem?

Ciekawa fabuła, intrygujące wydarzenia, demony z przeszłości, którym po latach trzeba stawić czoła i zaskakująca prawda, w którą trudno uwierzyć to wszystko zdecydowanie zachęca do sięgnięcia po tę historię. Co zatem spowodowało, że oceniłam książkę niżej, niż wcześniejsze powieści autorki… Niestety przez pierwsze niemalże sto stron akcja słabo się zawiązuje, wydarzenia chwilami nużą i dopiero w dalszej części naprawdę zaczyna się dziać, a zakończenie cóż… oceńcie sami.

Jak zazwyczaj w swoich powieściach autorka sięga po retrospekcję, aby lepiej i pełniej oddać klimat dawnych czasów, narracja trzecioosobowa przeplata się z pierwszoosobową. Hester prowadzi systematyczną korespondencję z Blaisem – księdzem, przyjacielem rodziny i jej dobrym duchem. W listach zwierza się adresatowi ze swoich przemyśleń i wątpliwości, prosi o radę i modlitwę. Dzięki temu zabiegowi powieść nabiera realizmu, wydarzenia stają się bardziej wiarygodne i rzeczywiste.

Pomimo słabszego, moim zdaniem, początku zachęcam do przeczytania tej powieści. Historia opowiedziana we „Wspomnieniu burzy” może się spodobać, a gawędziarski styl autorki, ciepły klimat powieści oraz niedopowiedzenia i tajemnice z przeszłości wynagrodzą poświęcony czas.