Kobieta z lawiny – Enrico Camanni

NA PÓŁCE „PRZECZYTANE” – 30.01.2022

Tłumaczenie: Tomasz Kwiecień
Tytuł oryginału: Una coperta di neve
Wydawnictwo: Kobiece
Data wydania: 26 styczeń 2022
ISBN: 978-83-67069-42-7
Liczba stron: 304

PRZESZŁOŚĆ ZAGUBIONA POD ŚNIEGIEM

Góry dają nam wolność, której tak wielu z nas potrzebuje.  Łatwo znaleźć ją wśród stoków pokrytych śniegiem, ale trzeba pamiętać, że góry zimą są zupełnie inne niż latem – mniej przyjazne, bardziej wymagające i dużo bardziej niebezpieczne.

Książka włoskiego dziennikarza wysokogórskiego, alpinisty, instruktora i pasjonata gór Enrico Camanniego „Kobieta z lawiny” opowiada o tragicznym w skutkach wypadku, podczas którego jedna z turystek zostaje przysypana przez zwały pędzącego śniegu na zboczach Mount Blanc. Mamy 21 czerwiec – początek astronomicznego lata i wówczas wiele osób wybiera się na lodowiec. Część z nich ignoruje zwisające ciężkie seraki (zwieszające się czapy śniegu) i ryzykuje życie dla adrenaliny i mocnych wrażeń. Należy tutaj pamiętać, że zdecydowana większość ofiar pochłoniętych przez pędzący po stoku śnieg sama spowodowała zejście lawiny, która zawsze rusza nagle i niespodziewanie wytrącając człowieka z równowagi. Masy śniegu ciągną bezlitośnie swoją ofiarę przez przeszkody znajdujące się na trasie, albo wtłaczają ją w zwężające się żleby, gdzie śnieg spiętrza się grzebiąc człowieka głęboko w twardym lawinisku.

Lawina to żywioł o ogromnej mocy zdolny łamać drzewa, zmiażdżyć samochód, a nawet zmieść z powierzchni ziemi kilka budynków. Jej prędkość może dochodzić nawet do 350 km/h. Człowiek nie ma z nią żadnych szans. Przekonała się o tym bohaterka powieści Enrico Camanniego, która została cudem odratowana spod śniegu przez zespół ratowników górskich z psem. Niestety na skutek odniesionych urazów lub wyparcia wypadku przez mechanizm obronny mózgu kobieta traci pamięć. Nie wie kim jest, nie pamięta co robiła na lodowcu, ani czy ktoś jej towarzyszył, nie ma też pojęcia dlaczego drugi koniec liny, którą była obwiązana pozostawał luźny, bez węzłów, bez przetarć, czy innych śladów zerwania.

To co wydarzyło się pamiętnego 21 czerwca próbuje ustalić ratownik i przewodnik górski Nanni Settembrini. Czy uda mu się odkryć prawdę o tamtych tragicznych wydarzeniach? Kto pomoże mu w ustaleniu faktów? Kim jest kobieta ocalona z lawiny? Czy bohaterka pokona amnezję i odzyska pamięć? Na te wszystkie pytania znajdziecie odpowiedzi na kartach powieści, przy czym niektóre mogą Was zaskoczyć.

Muszę przyznać, że „Kobieta z lawiny” swoją tematyką idealnie wpisuje się w mój gust i zainteresowania.Ta fabularyzowana opowieść została tak skonstruowana, że wywiera na czytelniku duże wrażenie i zmusza do refleksji. Wydarzenia, które miały miejsce w dolinie Aosty u zboczy Mount Blanc to tylko jeden z wielu przykładów poszukiwania frajdy w pokonywaniu ryzykownych dróg oraz nieprzewidywaniu konsekwencji własnych zachowań i błędnych decyzji. Do takich i podobnych wypadków dochodzi niestety zbyt często, dlatego warto abyśmy skorzystali z rad i cennych informacji zawartych w tej opowieści.

„Kobieta z lawiny” to także wzruszająca historia o uczuciach łączących ludzi, więzi, zaufaniu, odwadze i odpowiedzialności. To wreszcie książka o tym, kim jesteśmy oraz przerażająca prawda o tym, kim się stajemy, gdy brakuje wspomnień, a nasz mózg przełącza się na tryb „reset”. Odzyskiwanie pamięci, a tym samym swojej tożsamości to długotrwały proces, który niestety nie zawsze kończy się sukcesem.

Enrico Camanni w bardzo realistyczny sposób przedstawił opisywane wydarzenia dając czytelnikowi możliwość samodzielnej oceny i wyciągania wniosków. Z jego opowieści bije miłość do gór i pasja, które są niezbędne w pracy ratownika i przewodnika oraz rozwaga, pokora i respekt, bez których ta służba nie ma szans powodzenia. Bo jak twierdzi sam autor „kto wiąże się liną z przewodnikiem górskim, przekazuje mu swoje marzenia i powierza mu swoją skórę, a to dwie niezwykle rzadkie rzeczy na tym świecie.”

Jeśli jesteście pasjonatami gór, to ta książka na pewno przypadnie Wam do gustu. Mimo, że pewne kwestie będą wydawały się oczywiste, historia zmusi Was do przemyśleń. A jeżeli znacie góry głównie z pocztówek, zdjęć, czy filmików, to książka Enrico Camanniego pokaże je Wam z zupełnie innej strony. Niech historia „Kobiety z lawiny” będzie przestrogą i wywoła refleksje, dzięki którym podejdziecie do nich rozważnie i z pokorą. Dla fanów powieści obyczajowych i psychologicznych będzie to również ciekawa pozycja, która zapadnie w pamięć.

Powieść wydana nakładem Wydawnictwa Kobiecego miała swoją premierę 26 stycznia, a zatem znajdziecie ją w nowościach wydawniczych. Intrygująca zimowa okładka przyciąga uwagę. Zajrzyjcie koniecznie na strony księgarni Internetowej Tania Książka. Zawsze znajduję tam ciekawe tytuły.

Za książkę dziękuję

Książka bierze udział w wyzwaniach:
POD HASŁEM;
PRZECZYTAM TYLE, ILE MAM WZROSTU;

Esy floresy – Katarzyna Obodzińska

NA PÓŁCE „PRZECZYTANE” – 24.01.2022

Wydawnictwo: Oficynka
Data wydania: 30 listopad 2020
ISBN: 978-83-66613-62-1
Liczba stron: 210

ZGODNIE Z ZASADAMI

Już na wstępie chcę serdecznie podziękować pani Katarzynie Obodzińskiej za przesłanie mi swojej książki w formie audiobooka do recenzji. Jej wysłuchanie zostawiłam sobie na czas podróży i przyznaję, że była to trafna decyzja. „Esy Floresy” zdecydowanie uprzyjemniły mi całodniową jazdę pociągiem i nawet spore opóźnienie przestało być frustrujące.

Nie będę opowiadała treści, ale przytoczę krótki opis wydawcy, który ma zachęcić czytelnika do sięgnięcia po tę właśnie książkę:

„Lekka i zabawna powieść z motywem kwiatów w tle
Ambitna studentka dziennikarstwa spotyka na swojej drodze Adama, doświadczonego już dziennikarza. Oboje są wrażliwi na ludzką krzywdę, oburza ich brawura i lekkomyślność. Czy uda im się przetrwać zawirowania losu?
Esy floresy to powieść o przyjaźni, zrozumieniu i kwiatach.”

Czy czujecie się zaintrygowani? Ja nie do końca, więc pozwólcie, że napiszę Wam o moich wrażeniach z lektury…

Tematyka bardzo na czasie, idealnie wpisująca się w obecną coraz bardziej chaotyczną rzeczywistość. Wydaje się, że obchodzenie obowiązujących zasad, czy to zwyczajowych, czy norm prawnych, weszło nam w krew. Coraz częściej niestety hołduje się idei głoszącej, że przepisy są po to, by je łamać. To smutne i przerażające w jakim kierunku podąża świat…

Pani Katarzyna stara się zwrócić naszą uwagę na te drażliwe kwestie posługując się swoimi bohaterami. Mówi o telefonach zabieranych na przejażdżkę rollercoasterem, które na skutek przeciążenia i szybkiej jazdy mogą wypaść i spowodować wypadek. Podejmuje problem wsiadania za kierownicę po alkoholu i brak należytej reakcji społecznej na tego rodzaju wykroczenie. Zwraca uwagę na brak odpowiedzialności i narażanie siebie i innych na niebezpieczeństwo przy zbaczaniu z wyznaczonych szlaków turystycznych, czy choćby przechodzeniu z dziećmi przez ulicę na czerwonym świetle. Sporo miejsca poświęca coraz bardziej wymyślnym metodom okradania ludzi i… niesprzątaniu odchodów po swoich pupilach. Niby nic nowego, zwyczajna proza życia, zakazy i nakazy dotyczące spraw wydawałoby się oczywistych, a mimo to tak trudne do wyegzekwowania na co dzień.

I tu pojawia się moja osobista refleksja z ostatniej podróży dotycząca prawidłowego noszenia maseczek w transporcie publicznym. Kolejny wręcz niewykonalny nakaz wykpiwany i nagminnie łamany. A przecież wystarczy tylko odrobina dobrej woli i szacunku dla współpodróżującego…

„Esy floresy” to historia ciekawie napisana, lekko, prosto, bez niepotrzebnego rozwlekania. Autorka zastosowała tu dwutorową narrację oddając głos Wioletcie – młodej studentce dziennikarstwa, która poszerza swoje umiejętności pracując na stażu w wydawnictwie oraz Adamowi – mężczyźnie po przejściach, który jest doświadczonym dziennikarzem, wykładowcą na wyższej uczelni. Te z pozoru odrębne i niepowiązane ze sobą historie w miarę rozwoju zdarzeń zyskują coraz więcej wspólnych elementów, aby w rezultacie spleść się ze sobą i stworzyć interesującą i nietuzinkową opowieść. Brak wątku głównego, wokół którego skupiałyby się wątki poboczne sprawia, że historia nabiera formy relacji, ale ma być też przestrogą, przekazem z konkretnym morałem. Sytuacje opisane przez autorkę to nie fikcja literacka, co z jednej strony cieszy, z drugiej smuci i przeraża. Wątek kryminalny wprowadzony w końcowej części historii był dla mnie kompletnym zaskoczeniem, ale spowodował skok adrenaliny i dostarczył dodatkowych emocji.

Pozostaję pod wrażeniem niepospolitych i wyrazistych wzorców osobowościowych. Bohaterowie są elokwentni, zabawni, uparci w dążeniu do zamierzonych celów oraz przedsiębiorczy. Tworzą sympatyczną społeczność młodych ludzi, których chciałoby się widzieć jako dziennikarzy.Przyjaźń, pasja i miłość towarzyszą bohaterom. Walka o siebie i swoje marzenia, pokonywanie wyzwań, zwracanie uwagi na to co naprawdę istotne i życie zgodnie z zasadami to cechy, które warto rozwijać. Autorka stawia na szczerość i ja to doceniam.

Małe zastrzeżenie mam do samych rozdziałów, które wydały mi się zbyt krótkie. Niektórym wątkom można byłoby poświęcić nieco więcej uwagi, troszkę je rozbudować, albo na przykład połączyć dwa rozdziały w jeden, tyle że dłuższy.. A tak odnosiłam czasem wrażenie jakby dany rozdział się urywał i powstawał przeskok. Podobnie samo zakończenie zostało potraktowane trochę zbyt pobieżnie.

Przewijający się motyw kwiatowy w tle ciekawie ubarwił całą opowieść. „Esy floresy” mimo pewnych mankamentów to udany debiut, którego wysłuchałam z przyjemnością i zainteresowaniem. Do tego okładka na „szóstkę” – tytuł zastanawia i intryguje, a rozmarzona dziewczyna otoczona przez kłosy i trawy przyciąga wzrok. Piękna szata dla ciekawego wnętrza.
Mam nadzieję, że teraz czujecie się w pełni zaintrygowani. A zatem zapraszam do lektury.

Książka bierze udział w wyzwaniach:
PRZECZYTAM TYLE, ILE MAM WZROSTU;

We dwoje – Nicholas Sparks

NA PÓŁCE „PRZECZYTANE” – 22.01.2022

Tłumaczenie: Anna Dobrzańska
Tytuł oryginału: Two By Two
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 27 wrzesień 2017
ISBN: 978-83-6578-164-2
Liczba stron: 544

KOCHAM CIĘ, TATUSIU

Przez ostatnie dwa wieczory pochłonęłam powieść Nicholasa Sparksa „We dwoje”. Kiedyś systematycznie czytałam każdą nowo wydaną jego perełkę. Ciekawa byłam czy teraz, po ośmiu latach przerwy, nadal będę tak samo zauroczona powieściami tego poczytnego amerykańskiego autora.

Podobnie jak w poprzednich książkach i tym razem autor zabiera nas do Karoliny Północnej, do miasteczka Charlotte, gdzie mieszkają Vivian, Russell i ich sześcioletnia córeczka London. Ich życie jest ustabilizowane i wydaje się, że powinni być szczęśliwą rodziną. Mężczyzna pracuje w prestiżowej firmie reklamowej, kobieta zrezygnowała z dotychczasowej pracy aby zajmować się domem i małym dzieckiem. Problemy pojawiają się, gdy Russ odchodzi z firmy z zamiarem pracy na własny rachunek. To wtedy drobne rysy na ich pozornie idealnym związku zaczynają się pogłębiać… Vivian decyduje się wrócić do zawodu, otrzymuje intratną ofertę pracy powiązaną z licznymi wyjazdami, a na Russa spada konieczność pogodzenia opieki nad córką z rozkręcaniem firmy. Stwarzanie pozorów przychodzi coraz trudniej i niebawem bańka pęka – Viv odchodzi od męża, a załamany Russell za wszelką cenę stara się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Na szczęście ma wokół siebie rodzinę, która go wspiera i… przyjaciółkę ze szkolnych lat Emily, która zawsze jest gotowa go wysłuchać i doradzić. Mężczyznę czeka prawdziwy emocjonalny rollercoaster zakończony egzaminem na ojcostwo.

Czy uda mu się zdać ten trudny test? Jakie jeszcze niespodzianki szykuje mu los?

„We dwoje” to przepiękna, emocjonująca historia o wielowymiarowej miłości, która jest podstawą nie tylko szczęśliwego związku dwojga ludzi, ale także głównym elementem scalającym rodzinę i budującym więzi międzyludzkie. Mamy tutaj cudnie pokazaną miłość rodzicielską, a szczególnie mocną i wyjątkową więź łączącą ojca z córką. Możemy obserwować głębokie uczucia łączące dwie oddane sobie kobiety, jesteśmy świadkami niesamowitej przyjaźni pomiędzy kobietą i mężczyzną – bliskości, która ewoluuje i przeradza się w wyjątkową i szczerą miłość. Autor ukazuje też wspaniałe relacje łączące rodzeństwo, które może liczyć na siebie wzajemnie w każdej sytuacji.

Powieść bardzo przypadła mi do gustu. Już prawie zapomniałam jakich wzruszeń i emocji dostarczają powieści Nicholasa Sparksa. Ale zauważyłam również, że podchodzę do tych historii w nieco inny sposób, może z większym dystansem, a może bardziej dojrzale. W tej opowieści autor z góry zaszufladkował bohaterów, podzielił ich na tych dobrych i tych złych. Przedstawiając zdarzenia z pozycji Russella, który jest jedynym narratorem tej powieści, nie dał zupełnie prawa głosu Vivian, a tym samym pozbawił ją możliwości wypowiedzenia się w swoim imieniu. I dlatego przez cały czas miałam wrażenie, że historia jest bardzo jednowymiarowa i nieobiektywna. Nie chcę tutaj bronić Vivian, która w moim przekonaniu rzeczywiście niezbyt podołała roli matki, a już zupełnie nie sprawdziła się jako żona, ale chciałabym mimo wszystko dać jej możliwość przedstawienia swoich racji. Viv jako ta wiecznie niezadowolona, nieszczęśliwa i bezkompromisowa, a przy tym cwana i wyrachowana, manipulantka, której nastrój poprawiały jedynie zakupy i pełny limit na karcie kredytowej denerwowała mnie i irytowała. W mojej wyobraźni powstał bardzo wyraźny aczkolwiek smutny obraz kobiety-pijawki, kobiety-pasożyta, która wykorzystuje, a następnie porzuca ofiarę, gdy już nie może czerpać wymiernych korzyści.

Russell jako ten dobry, kochający, opiekuńczy, dbający o rodzinę mąż i ojciec, a także syn i brat na pewno zaskarbił sobie wiele mojej sympatii i szacunku. Z drugiej strony idąc za słynnym powiedzeniem, że kota można zagłaskać na śmierć, a dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane odnoszę wrażenie, że mężczyzna w jakimś stopniu sam jest sobie winien. Co więcej… jego portret został wyidealizowany i jest mało wiarygodny.

Powieści Nicholasa Sparksa na pewno nadają się jako scenariusz do romantycznego filmu – zawierają ciekawą fabułę, osadzone są w malowniczych sceneriach, bohaterowie nie są nudni i bezbarwni, a wydarzenia wywołują określone emocje. To wszystko sprawia, że nastrajają pozytywnie do życia, zmuszają do przemyśleń i wyciągania wniosków.

Cieszę się, że „odkurzyłam” swoją znajomość z autorem. Przyznaję też, że w pewnym momencie łezka zakręciła mi się pod powieką, a to oznacza, że pod tym względem nic się nie zmieniło – Sparks wzrusza, trafia do serca i zapewnia solidną dawkę pozytywnych wrażeń.

Książka bierze udział w wyzwaniach:
POD HASŁEM;
PRZECZYTAM TYLE, ILE MAM WZROSTU;