NA PÓŁCE „PRZECZYTANE” – 23.02.2014
Cykl wydawniczy: Prowincja… 7
Wydawnictwo: MG
Data wydania: 14 styczeń 2014
ISBN: 978-83-7779-260-5
Liczba stron: 288
Każda wizyta na mazurskiej prowincji jest dla mnie niezapomnianym przeżyciem.
Tak było i tym razem na „Prowincji pełnej snów”. Ludmiła Gold jest dojrzałą kobietą, w jej życiu jak pamiętamy wiele się wydarzyło i to zarówno dobrego jak i złego. Ale bohaterka wciąż dzielnie stawia czoła przeciwnościom, nie poddaje się i nie upada na duchu. Wierzy w prostotę, zdrowe odżywianie, życie w zgodzie z naturą i samym sobą oraz dobro płynące od innych ludzi. Musi pozbierać się po śmierci ukochanego męża Wojtka, nie jest jej łatwo, ale ma obok siebie swoją patchworkową rodzinę i wielu przyjaciół, na których może liczyć w trudnych chwilach. Otwarcie pensjonatu dla gości, w którym mają odbywać się warsztaty jogi oraz „Kuchni Pięciu Przemian” pochłania cały jej wolny czas i pozwala na chwilę oderwać się od wspomnień. W tym samym czasie życie szykuje dla niej nowe niespodzianki. Kiedy do drzwi domu puka niezapowiedziany gość – młoda kobieta z Syberii o imieniu Wiera, Ludmiła odczuwa pewien niepokój. I rzeczywiście los nie mógł sobie bardziej z niej zakpić…
To już siódma część prowincjonalnej serii, ale równie interesująca, niesamowita, nieprzewidywalna i zaskakująca co poprzednie. Jak już wielokrotnie podkreślałam bardzo wysoko cenię sobie styl pisarski pani Katarzyny Enerlich. Jej powieści mają niepowtarzalny klimat, poetyckość i niespotykaną u innych pisarzy magię opisywanych miejsc i wydarzeń. Dzięki temu z taką przyjemnością delektuję się zawsze powieściami autorki dosłownie połykając je od pierwszej do ostatniej strony. Nie kryję też swojego zaskoczenia, wręcz niezadowolenia, gdy opowieść dobiega końca. Tym razem z prawdziwą przyjemnością odwiedziłam z Ludmiłą masyw Ślęży – magiczne miejsce kultu dawnych plemion oraz moje ukochane Karkonosze, które przewędrowałam kilkakrotnie wzdłuż i wszerz. Zachęcona spotkaniem bohaterki z pisarką Joanną M. Chmielewską postanowiłam włączyć powieści tej autorki do moich planów czytelniczych na bieżący rok. Cieszyłam się także, że Ludmiła odnalazła chyba wreszcie szczęście, na które przez te lata na pewno sobie zasłużyła. Ale czy rzeczywiście…? Odpowiedź na to pytanie możemy poznać dopiero w kolejnej części, a mam nadzieję, że Pani Katarzyna już o niej myśli.
Zachęcam wszystkich, którzy jeszcze tego nie uczynili do sięgnięcia po prowincjonalną serię. Proponuję rozpocząć od „Prowincji pełnej marzeń” i myślę, że podobnie jak ja będziecie się delektować tą niepowtarzalną lekturą.